W czwartek 14 lipca 2016 roku gabinet wójta Radosława Głażewskiego odwiedziła znana pisarka Monika A. Oleksa. Pani Monika od lat związana jest z nadmorskimi Dąbkami, spędza tutaj każdą wolną chwilę, od lat zatrzymuję się w tym samym miejscu – Domu Wypoczynkowym Maria. Pisarka urodziła się i mieszka w Lublinie, z zawodu jest anglistką. Debiutowała 2002 roku zbiorem opowiadań „Uśmiech Mima”. W 2011 roku, nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka , ukazała się jej pierwsza powieść „Miłość w kasztanie zaklęta”. Pozostałe książki autorki to: „Ciemna strona miłości”, „Niebo w kruszonce” oraz „Samotność ma twoje imię”. Postanowiliśmy porozmawiać z autorką i zapytać między innymi o słabość autorki do Dąbek.
Jak się zaczęła Pani przygoda z pisaniem? Czy początki literackie były trudne?
Monika Oleksa: Moja przygoda zaczęła się sama nie wiem kiedy, chciałam pisać od zawsze, to było takie moje marzenie. Jak tylko nauczyłam się czytać, to wiedziałam, że chce robić to samo, że chce pisać, że chce być być pisarką. I bardzo długo to było takie marzenie, gdzieś tam ukryte głęboko i pisane wszystko było do szuflad. Natomiast w 2002 roku z tych szuflad wyszło „Spełnione marzenie”. I to też, muszę powiedzieć, wszystko dzięki mojemu mężowi, gdyby nie on to by tego wszystkiego nie było. Byliśmy bardzo młodym małżeństwem, mój mąż wiedząc, jak bardzo ważne jest dla mnie pisanie, powiedział: bierzemy pożyczkę i wydajemy pierwszą książkę. To był zbiór opowiadań. To dało mi wiarę, że mogę robić to co kocham.
Na kartach Pani książek często pojawiają się Dąbki. Czy ta miejscowość ma dla Pani szczególne znaczenie?
Ogromne, Dąbki to jest mój drugi dom. Pół mojego serca jest w Lublinie, pól w Dąbkach. Piszę o Dąbkach. opowiadam o Dąbkach na każdym spotkaniu autorskim, wszędzie się Dąbkami chwale, ale z drugiej strony to nie chciałabym, żeby dużo więcej ludzi tu przyjeżdżało.
Opisuje Pani rzeczywiste miejsca, a jak jest z postaciami, czy mają swoje rzeczywiste pierwowzory?
Główni bohaterowie zawsze są wymyśleni, zawsze to jest fikcja, wplecione są w ich historie fragmenty prawdziwego życia. Natomiast w tle, jak opisuję prawdziwe miejsca, opisuję ludzi, którzy są związani z tymi miejscami. Tak jak tutaj w Dąbkach pojawiają się Państwo Sawiccy, pojawia się ksiądz Andrzej Pęcherzewski, a w następnej książce pojawi się wójt.
A same opowiadane historie to zawsze fikcja, czy również historie, które się wydarzyły w prawdziwym życiu?
Bardzo lubię słuchać historii ludzi, coś takiego jest, że ludzie lubią usiąść i mówić, otwierają się i opowiadają historie swojego życia. Słucham tego, słucham, i czasami rodzą się z tego opowieści i historie z moich książek. Nigdy nie biorę opowieści jako całości, zapożyczam z tych historii fragmenty i wplatam je potem w życiorysy swoich bohaterów. Może nie identyczne, ale czasami podobne problemy, czy codzienne sprawy, z którymi oni się zmagają. Są to zwyczajne sprawy, zwyczajnych ludzi.
Kto jest pierwszym recenzentem Pani książek?
Pierwszym recenzentem jest mąż, chociaż powiem, że już rośnie mi drugi recenzent w domu - syn siedemnastoletni, właśnie jest po przeczytaniu ostatniej książki. Jego opinie są również bardzo cenne i wnikliwe przy tym.
Pani książki przepełnione są liryzmem, czy również w poezji próbuje Pani swoich sił?
Próbuję, aczkolwiek nie czuję się w niej tak dobrze jak w prozie. Jednak zdecydowanie proza.
Prowadzi Pani również blog literacki „Magia liter, czar słów”, który cieszy się sporą popularnością. Skąd w ogóle pomysł na prowadzenie bloga?
To namowa syna, który zasugerował, że to będzie dobra droga dotarcia do czytelników. Z czasem stworzyło się z tego takie miejsce w sieci, gdzie można się na chwilę zatrzymać, oddać się refleksji.
Dziękuje bardzo za rozmowę.